piątek, 18 kwietnia 2014

Jio Sarah - "Jeżynowa zima"




Jak się nazywa nieoczekiwany nawrót zimy w czasie, kiedy powinna ona dawno minąć, a dni powinny być ciepłe i słoneczne? Podobno „jeżynowa zima”! :) Pierwszy raz się z tym spotkałam i aż sobie sprawdziałm co to onacza: a to nic innego, jak sytuacja kiedy rozkwitają jeżyny, aż tu nagle zaskakuje je mroźne powietrze...
Sarah Jio przenosi nas do Stanów Zjednoczonych, w pierwsze dni maja, gdzie w Seattle dzieje się coś nieoczekiwanego – zaczyna padać śnieg. Przez zasypane ulice brną dwie kobiety. Pierwsza z nich to Vera, druga – Claire. Zadnicza różnica? Verę poznajemy w 1933 roku, a Claire w roku 2010.

Książka bazuje na przeplataniu rozdziałów, a zarazem przeplataniu historii dwóch niesamowitych osobowości.
Vera jest samotną matką 3-letniego Daniela, ledwo wiąże koniec z końcem – wypłata pokojówki nie zapwnia jej, ani jej synkowi godnego życia. Na dodatek, kiedy kobieta pracuje na nocne zmiany jest zmuszona zostawiać chłopca samego w domu. Pewnego majowego, śnieżnego poranka Vera wraca po pracy i zastaje puste łóżeczko, jej synek znika. Nie trudno sobie wyobrazić, jak bardzo jest ona zrozpaczona...
Histora Very jest tak jakby podwójnym cofnięciem się w czasie, bo nie dość, że cofamy się najpierw do roku '33, to potem jeszcze o kilka – do czasu, kiedy poznaje ona przyszłego ojca Daniela o imieniu Charles ( ale też jego bogatą rodzinę, znajomych, do których Vera ani trochę nie pasuje). Zagłębiamy się w „początki” ich znajomości, które nie raz sprawiają, ze kobieta czuje się gorsza w oblicza bogactwa ukochanego, ale oczywiście było także miło i sympatycznie... Wracając do roku 1933 r. obeserwujemy do jakich dramatycznych kroków posuwa się Vera, by odnaleźć swojego małego synka. Musi robić coś, czego jest jej niezmiernie wstyd...
Także na początku maja, ale 77 lat później poznajemy Claire – dziennikarkę, która po przebytym wypadku nadal nie może się pogodzić z pewnym traumatycznym dla niej wydarzeniem... Kobieta zmaga się z tym już od ponad roku, a na domiar złego nie ma wsparcia w mężu, kóry coraz bardziej się od niej oddala. W niespodziewanie śnieżny dzień Claire dostaje od swojego szefa zlecenie atykułu o tej dziwacznej pogodzie. Początkowo zniechęcona swoim zadaniem, zmienia zdanie, kiedy znaduje w starych gazetach historię o tym, jak w 1933r. w Seattle gubi się mały chłopiec... Kiedy w tym samym czasie dowiaduje się, że jej mąż coraz częściej wychodzi na spotaknia biznesowe ze swoją eks, Claire jeszcze bardziej stara się zaprzątnąć swoje myśli sprawą małego Daniela, by sprawdzić, co się z nim stało. Zaczyna łączyć fakty, odkrywa kilka dziwnych zbiegów okoliczności związanych m.in. z miejscem zamieszkania chłopca. W rozwiązywaniu zagadki pomaga jej właściciciel ulubionje kawiarni – Dominik.
Historia jest trudna, kiedy zaczęłam sobie wyobrażać, co można czuć po zaginięciu dziecka – pomyślałam o maluchach w mojej rodzinie – aż ścisnęło mnie za serce. A z drugiej strony: samotność: Vera – załamana, sama, rozpaczliwie poszukuje swego dziecka, Claire – niby ma męża, ale ich problemy, jej lęki i smutki sprawiły, że stali się sobie niemal obcy. Dużo w tym wszystkim smutku. Zarówno Verę, jak i Claire spotkało to, co nie powinno się nigdy wydarzyć, Obie kobiety zmagały się z tego rodzaju bólem życiowym , który nie opuszcza chyba do końca życia.
Książka w sumie niewielka rozmiarami, ale zapewnia wielkie emocje. Przeczytalam ją bardzo szybko, gdyż jest moim zdaniem bardzo dobrze napisana. Jestem ciekawa, czy inne książki tej autorki napisane są podobnie jeśli chodzi o styl, i jakie przedstawiają opowieści. „Jeżynowa zima” napisana jest z gracją, na co w ogóle nie przygotowuje taka, a nie inna okładka. Myślałam, że to lekkie, słodkie czytadło, a dostałam coś, co sprawiło, że przeżyłam różne emocje. Bardzo się z tego cieszę. Cała książka utrzymana jest w niezwykłym klimacie, zarówno lata 30-te, jak i XXI wiek mają „to coś”, co przyciąga. Oprócz historii życiowych dwóch niezwykłych kobiet i ich jakże aktualnych problemów, dostajemy też nietypową zagadkę, którą wraz z Claire śledzimy i rozwiązujemy. Dodam tylko, że zakończenie jest zaskakujące...

Polecam, czytajcie to wiosną, zimą i o każdej innej porze roku! 

2 komentarze:

  1. Na Sarę Jio już się szykuję od jakiegoś czasu no i właśnie tego czasu brakuje ciągle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam innych książek tej autorki (jeszcze! :) ), ale ta jest naprawdę warta polecenia. Wspominałam ją jeszcze dzisiaj rano, takiej historii łatwo się nie zapomina.

      Usuń