Jak się nazywa nieoczekiwany nawrót
zimy w czasie, kiedy powinna ona dawno minąć, a dni powinny być
ciepłe i słoneczne? Podobno „jeżynowa zima”! :) Pierwszy raz
się z tym spotkałam i aż sobie sprawdziałm co to onacza: a to nic
innego, jak sytuacja kiedy rozkwitają jeżyny, aż tu nagle
zaskakuje je mroźne powietrze...
Sarah Jio przenosi nas do Stanów
Zjednoczonych, w pierwsze dni maja, gdzie w Seattle dzieje się coś
nieoczekiwanego – zaczyna padać śnieg. Przez zasypane ulice brną
dwie kobiety. Pierwsza z nich to Vera, druga – Claire. Zadnicza
różnica? Verę poznajemy w 1933 roku, a Claire w roku 2010.
Książka bazuje na przeplataniu
rozdziałów, a zarazem przeplataniu historii dwóch niesamowitych
osobowości.
Vera jest samotną matką 3-letniego
Daniela, ledwo wiąże koniec z końcem – wypłata pokojówki nie
zapwnia jej, ani jej synkowi godnego życia. Na dodatek, kiedy
kobieta pracuje na nocne zmiany jest zmuszona zostawiać chłopca
samego w domu. Pewnego majowego, śnieżnego poranka Vera wraca po
pracy i zastaje puste łóżeczko, jej synek znika. Nie trudno sobie
wyobrazić, jak bardzo jest ona zrozpaczona...
Histora Very jest tak jakby podwójnym
cofnięciem się w czasie, bo nie dość, że cofamy się najpierw do
roku '33, to potem jeszcze o kilka – do czasu, kiedy poznaje ona
przyszłego ojca Daniela o imieniu Charles ( ale też jego bogatą
rodzinę, znajomych, do których Vera ani trochę nie pasuje).
Zagłębiamy się w „początki” ich znajomości, które nie raz
sprawiają, ze kobieta czuje się gorsza w oblicza bogactwa
ukochanego, ale oczywiście było także miło i sympatycznie...
Wracając do roku 1933 r. obeserwujemy do jakich dramatycznych kroków
posuwa się Vera, by odnaleźć swojego małego synka. Musi robić
coś, czego jest jej niezmiernie wstyd...
Także na początku maja, ale 77 lat
później poznajemy Claire – dziennikarkę, która po przebytym
wypadku nadal nie może się pogodzić z pewnym traumatycznym dla
niej wydarzeniem... Kobieta zmaga się z tym już od ponad roku, a na
domiar złego nie ma wsparcia w mężu, kóry coraz bardziej się od
niej oddala. W niespodziewanie śnieżny dzień Claire dostaje od
swojego szefa zlecenie atykułu o tej dziwacznej pogodzie. Początkowo
zniechęcona swoim zadaniem, zmienia zdanie, kiedy znaduje w starych
gazetach historię o tym, jak w 1933r. w Seattle gubi się mały
chłopiec... Kiedy w tym samym czasie dowiaduje się, że jej mąż
coraz częściej wychodzi na spotaknia biznesowe ze swoją eks,
Claire jeszcze bardziej stara się zaprzątnąć swoje myśli sprawą
małego Daniela, by sprawdzić, co się z nim stało. Zaczyna łączyć
fakty, odkrywa kilka dziwnych zbiegów okoliczności związanych
m.in. z miejscem zamieszkania chłopca. W rozwiązywaniu zagadki
pomaga jej właściciciel ulubionje kawiarni – Dominik.
Historia jest trudna, kiedy zaczęłam
sobie wyobrażać, co można czuć po zaginięciu dziecka –
pomyślałam o maluchach w mojej rodzinie – aż ścisnęło mnie za
serce. A z drugiej strony: samotność: Vera – załamana,
sama, rozpaczliwie poszukuje swego dziecka, Claire – niby ma męża,
ale ich problemy, jej lęki i smutki sprawiły, że stali się sobie
niemal obcy. Dużo w tym wszystkim smutku. Zarówno Verę, jak i
Claire spotkało to, co nie powinno się nigdy wydarzyć, Obie
kobiety zmagały się z tego rodzaju bólem życiowym , który nie
opuszcza chyba do końca życia.
Książka w sumie niewielka rozmiarami,
ale zapewnia wielkie emocje. Przeczytalam ją bardzo szybko, gdyż
jest moim zdaniem bardzo dobrze napisana. Jestem ciekawa, czy inne
książki tej autorki napisane są podobnie jeśli chodzi o styl, i
jakie przedstawiają opowieści. „Jeżynowa zima” napisana jest z
gracją, na co w ogóle nie przygotowuje taka, a nie inna okładka.
Myślałam, że to lekkie, słodkie czytadło, a dostałam coś, co
sprawiło, że przeżyłam różne emocje. Bardzo się z tego cieszę.
Cała książka utrzymana jest w niezwykłym klimacie, zarówno lata
30-te, jak i XXI wiek mają „to coś”, co przyciąga. Oprócz
historii życiowych dwóch niezwykłych kobiet i ich jakże aktualnych problemów, dostajemy też nietypową zagadkę, którą
wraz z Claire śledzimy i rozwiązujemy. Dodam tylko, że zakończenie
jest zaskakujące...
Polecam, czytajcie to wiosną, zimą i
o każdej innej porze roku!
Na Sarę Jio już się szykuję od jakiegoś czasu no i właśnie tego czasu brakuje ciągle :)
OdpowiedzUsuńNie znam innych książek tej autorki (jeszcze! :) ), ale ta jest naprawdę warta polecenia. Wspominałam ją jeszcze dzisiaj rano, takiej historii łatwo się nie zapomina.
Usuń