wtorek, 11 lutego 2014

Grochola Katarzyna - "Houston, mamy problem"



„Zaczęłam Grocholę w pociągu i trochę głupio – bo się chcichram!” - tak oto brzmiał sms do koleżanki, która pożyczyła mi książkę, wysłany w pewne piątkowe popołudnie. To była święta prawda. Już koło 10 strony chichotałam i musiałam przerwać czytanie, bo współpasażerowie mogliby pomyśleć sobie o mnie coś dziwnego. :) Śmianie się samej do siebie towarzyszyło mi podczas dalszej lektury książki. „Houston, mamy problem” to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Katarzyny Grocholi. Książkę pożyczyła mi koleżanka, która miała już kilka pozycji na swoim koncie i mówiła, że ta jest trochę inna, ale bardzo śmieszna. Nie wiedziałam na czym ma polegać ta inność, bo tak czy siak – dla mnie wszystko było świeżutkie.

Autorka z wielką przewrotnością, pisze całość z pozycji mężczyzny. Świetnie, moim zdaniem, uchwyciła charakter (całej?) płci męskiej i wszelkie jej śmieszności, przywary, przyzwyczajenia i poglądy (dotyczące funkcjonowania świata i kobiet) Nie oszczędziła też jednak docinek płci żeńskiej - widzianej oczami mężczyzny: „Mówi do siebie, udając oczywiście, że mówi do mnie, po to zaś mówi, żeby usłyszeć swój głos, a ponieważ nie dosyć jej pytania, więc i odpowiada sama sobie, żeby upewnić się, że wciąż jeszcze może mówić. A jak może mówić, znaczy – że żyje.” To jeden z wielu cytatów o kochanej mamusi, którą syn odwiedza często, a jakże! Przecież dzieje się to zawsze, kiedy musi zrobić pranie...
W książce zaproszeni zostajemy do podglądania codziennego życia młodego mężczyzny - Jeremiasza, który szuka porządnej pracy (choć przez długi czas nie wie, ze przez przypadek przed nią ucieka), w zawodzie, który lubi tj. operatora filmowego, a przez niefortunny „incydent” traci wcześniejszą. Jeremiasz szuka też zabawy i oczywiście miłości. Przez długi czas nie chce nam zdradzić dlaczego zerwał ze swoją długoletnią dziewczyną Martą, ale wiemy, że „to zła kobieta była”, choć biedny chłopak sam sobie nie chce się przyznać, że tęskni za nią niemiłosiernie. Jednak po jakimś czasie zaczyna to sobie uświadamiać. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy Jeremiasz orientuje się, że ich problemy nie prezentują się tak, jak wcześniej to sobie wyobrażał.
Czas „umilają” mu kłótnie z Szarą Zmorą z piętra niżej, spotkania z Grubym, który jest chudy jak patyk, eskapady z Maurycym i Dżerym, zwierzenia jedenastolatki, a także kanadyjki Ingi, uciekanie przed Heraklesem (małym pieseczkiem), ornitologia, oraz przypadkowe, mniej lub bardziej udane, spotkania z nietypowymi dziewczynami. W jego życiu jest tyle kobiet, znanych mu lepiej lub gorzej, a on ciągle nie może zrozumieć o co im chodzi, a jeszcze gorzej - czego każda od niego chce. Mama, sąsiadki, przyjaciółka, koleżanki – ich umysły są po prostu nieprzeniknione... I okazuje się, że miał rację – kompletnie ich nie rozumiał i każda relacja czymś go zaskoczy.
Pierwsza część książki napisana jest w niezwykle lekkim tonie, opowiada o błahych sprawach, ale dalej zaczyna dotykać poważnych sytuacji i problemów, znanych niestety wielu ludziom. I to mi się szczerze mówiąc podobało. Pani Grochola pisze krótkimi, stanowczymi, ale jakże śmiesznymi zdaniami, czasem było to dla mnie trochę męczące, czekałam na jakąś spokojną historię, a nie na szybką wymianę zdań. Utrzymywanie niepoważnego charakteru książki przez cały czas byłoby niewskazane, a chwilowa powaga sytuacji bardzo dobrze zrównoważyła całość. Znalazło się tam też kilka fajnych życiowych mądrości. Czasem można było zastanowić się nad własnym życiem, decyzjami, taka mała autorefleksja.
Historia jest naprawdę wciągająca i nie chcę dłużej rozkładać jej na części pierwsze, co by Jeremiasz nie pomyślał, że jestem „typową babą” , niepotrzebnie analizującą proste, przyjemne i logiczne rzeczy ;) Zwykłe, a jednak tak niezwykle życie, do którego mężczyzna nas zaprasza to miła przygoda dla czytelnika. Przeczytanie kilu rozdziałów każdego wieczora gwarantuje dobry humor. Piszę o kilku rozdziałach, bo książka jest tak intensywna, tyle się dzieje, że sama nie dawałam rady przeczytać więcej na jeden raz. W trakcie jej czytania ukończyłam dwie inne i choć czasami mnie męczyła, to po przeczytaniu całości pozostało miłe wrażenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz