czwartek, 10 lipca 2014

Ahern Cecilia - "Sto imion"



Moje łącze internetowe trochę mi w tym tygodniu pokrzyżowało plany blogowe, ale wreszcie jestem i dzielę się swoimi przemyśleniami na temat "Stu imion."
Jest to piąta, czy nawet szósta książka autorstwa Cecili Ahern, którą przeczytałam i nadal utrzymała mnie ona w przekonaniu, że ta autorka jest niesamowita. Jej książki mają w sobie to "coś". Tutaj nie jest inaczej, choć przyznam, że na początku myślałam, że się zawiodę. Historia zaczęła się jak dla mnie niezbyt ciekawie, ale stopniowo poddawałam się magii słów pani Ahern, by po przeczytaniu żałować, że to już koniec.


Katherine (Kitty) Logan jest dziennikarką. Kiedy ją poznajemy, dowiadujemy się, że straciła pracę w telewizji, gdzie prowadziła program "Trzydzieści minut", w którym mówiono a aktualnych sprawach kryminalnych. Klika miesięcy wcześniej Kitty podjęła decyzję, która doprowadziła ją na salę sądową - bez wyraźnych dowodów oskarżyła na antenie pewnego mężczyznę o czyn, którego nie popełnił. Ta sytuacja sprawia, że odwraca się od niej coraz więcej osób - rodzina, znajomi, przyjaciele.  Osobą, która nadal się z nią przyjaźni jest Constance - starsza kobieta, właścicielka gazety, w której pracuje Kitty. Jednak i ta znajomość nie przynosi dziewczynie spokoju oraz ukojenia, gdyż Constance jest chora na raka. Szpitalne spotkania skłaniają obie kobiety do refleksji nad tym, jaki sens ma nieść praca dziennikarza, co powinno się stać, by nadszedł w niej jakiś przełom i o czym one same chciałyby pisać. Constance zwierza się Kitty, że kiedyś miała pewien wspaniały pomysł na artykuł i nawet zgromadziła do niego pewne materiały. Teraz starsza kobieta chce, by Kitty je znalazła i się nimi zajęła.
Po wyczerpującym procesie sądowym, i uświadomieniu sobie, że jej kariera telewizyjna raczej dobiegła końca, a życie prywatne nie jawi się w różowych kolorach, Kitty postanawia zająć się projektem przyjaciółki. W jej domu znajduje pewną teczkę z kartkami, na których znajduje się sto nazwisk. I nic więcej, żadnych wskazówek. Chociaż w tym momencie zapał dziennikarki trochę gaśnie to i tak postanawia o tym napisać, by uczcić cały dorobek pracy Constance. Kitty robi wszystko, co w jej mocy, by gazeta zgodziła się wydać tak niepewny artykuł, a jednocześnie stara się zrozumieć co oznaczają, i co mogą jej dać znalezione nazwiska.
Na szczęście dość szybko znajduje pewnie wskazówki i... tutaj zaczyna się prawdziwa przygoda. Kitty zaczyna kontaktować się, a nawet spotykać z osobami z tajemniczej listy. Każda z nich ma w zanadrzu jakąś historię, Nie wszystkie z nich są ekscytujące, ale wszystkie ludzkie i dlatego niesamowite. Dziennikarka, choć nadal nie do końca wie, o czym powinien być artykuł i stara się wszystko połączyć w logiczną całość, to bardzo zżywa się z poznanymi osobami. Prowadzi to do wielu niespodziewanych wydarzeń. Zmienia życie Kitty, ale i jej nowych znajomych. Dodatkowo w książce mamy polski akcent - zwrócenie uwago na to, że w Irlandię zamieszkują także Polacy, czasem na stałe i także szukają szczęścia, nie są gorsi. Wszyscy są po prostu ludźmi.

Kolejny oryginalny pomysł Cecili Ahern, kolejna historia o zwykłym, a jednocześnie tak niezwykłym ludzkim życiu. Autorka pokazuje, że nawet jeśli wydaje się nam, że jesteśmy "mali", że nasza historia życiowa nic nie znaczy, to nie jest to prawdą. Bo prawda jest taka, że każde ludzkie życie ma sens. Czasem mogą nam to uświadomić dotychczas nieznani ludzie, czy jakaś nietypowa sytuacja. Niby banalne, ale współczesny świat jest w ciągłym pędzie. Ludzie przestają zwracać na siebie uwagę (od razu przychodzi mi tu na myśl "Samotny tłum" Riesmana) i ważne jest, by coś tak cennego, jak literatura, przypominała nam o tym, co jest ważne. Pamiętajmy, że za każdą twarzą kryje się jakaś historia, rozmawiajmy, poznawajmy się nawzajem, nie zamykajmy się w świecie technologii. Moim zdaniem książka pani Ahern jest potrzebna, by pokazywać czytelnikom, co tak naprawdę liczy się w życiu.
Ta książka jest także o spełnianiu swoich marzeń. Może trochę później niż by się chciało, może trochę inaczej niż się zamierzało, ale po swojemu i DLA SIEBIE, by stać się bardziej szczęśliwym człowiekiem. Autorka zwraca uwagę na to, że kiedy będziemy żyli w zgodzie ze sobą będziemy mogli zwrócić uwagę na innych - staniemy się mniej samolubni.
Znowu Cecilia Ahern zauroczyła mnie swoją książką, znowu poczułam jej magię i kolejny raz wyniosłam ze jej dzieła coś dla własnego życia. Na koniec autorka dziękuje wszystkim czytelnikom, którzy zaprosili ją do swojego życia. A ja dziękuję jej za tak cudną i napełniającą czytelnika pozytywnymi emocjami książkę.


Ciekawostka:
Z tym, że warto zwracać uwagę na innych ludzi kojarzy mi się świetna strona na facebook'u: "Humans of New York". Bo każda ludzka historia ma znaczenie.

2 komentarze:

  1. No wstyd oj wstyd... ale jeszcze żadnej książki pani Ahern nie przeczytałam. Ale notorycznie mam w planach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja szczerze polecam. :) Można zacząć od tej pozycji, ale może nawet lepiej zaczynać od "Na końcu tęczy" lub "Gdybyś mnie teraz zobaczył".

      Usuń