Jaki bieg może przybrać ludzkie
życie? Jak nasze plany mogą zostać zweryfikowane przez los? Czy
napotkane sytuacje mogą całkowicie zmienić czyjąś osobowość?
Takie pytania nasuwają mi się na myśl po lekturze „Zimnej góry”. Pytania, które być może mogłyby zachęcić potencjalnych
czytelników.
To, że wypożyczyłam tę oto książkę było czystym przypadkiem, który okazał się niezwykle trafny. Nazwisko autora rzuciło mi się w oczy na stronie z nowościami („Szepty lasu”) i pomyślałam, że może zacznę od jego debiutu. Patrząc na okładkę uświadomiłam sobie, że widziałam kiedyś w telewizji fragment filmu na podsatwie książki, ale na szczęście nie pamiętałam jak potoczy się historia. Zabrałam się więc za czytanie.
Na początku opowieści spotykamy
Inmana – żołnierza walczącego w wojnie secesyjnej, który
zostaje ranny i obecnie przechodzi rekonwalescencję. Mężczyzna
dochodzi do siebie w szpitalu. Z ograniczoną sprawnością i
nadmiarem czasu Inman rozpamiętuje straszne rzeczy, które widział
na polu walki: bezlitosne strzelaniny, nieludzkie, bezduszne
zachowania. Mężczyzna tęskni za Zimną Górą... Po jakimś czasie
postanawia wrócić do domu = zdezerterować.
Następnie poznajemy Adę, młodą
kobietę, która po śmierci ojca odziedziczyła wielkie gospodarstwo
i mimo przyzwyczajenia do miejskiego życia postanawia na stałe
zamieszkać na wsi. Jej nowe gospodarstwo staje się coraz bardziej
zaniedbane, gdyż Ada posiada wykształcenie, ale za to nie ma
pojęcia o prowadzeniu domu. Nie dość, że nie zna się na
podstawowych czynnościach to na dodatek się jej... nie chce. Po
śmierci ojca zamknęła się w sobie, zapomniała o obowiązkach i
zatraciła w czytaniu książek. Tego, czego (a raczej kogo), potrzebowała kobieta był parobek, jednak nie miała szans na
zatrudnienie jednego, gdyż wszyscy sprawni mężczyźni znajdowali
się na wojnie. Pewnego dnia w domu Ady pojawia się Ruby –
energiczna i pełna zapału do pracy dziewczyna, która oznajmia, że
będzie pomagała w domu i gospodarstwie i od słowa od razu
przechodzi do czynu. Kobiety szybko się zaprzyjaźniają.
Kolejne rozdziały opowiadają na
przemian losy Inmana i Ady. Towarzyszymy mężczyźnie w wędrówce
przez kraj, a kobiecie w rozwoju jej domostwa. Nieśpiesznie
przeżywamy z bohaterami kilka miesięcy z ich życia, dobrze ich
poznajemy – zarówno losy obecne, jak i wspomnienia (bo w książce
mamy wiele retrospekcji), a także różnorodne stany emocjonalne.
Tak zżyłam się z tymi postaciami, że czytając dany rozdział
tęskniłam już za osobą, o której nie było przez kilkanaście
ostatnich stron mowy.
Czytając książkę, szczególnie na początku,
nie wiemy jak dokładnie wyglądały relacje głównych bohaterów
przed wyruszeniem Inmana na wojnę. Wiemy, że się znali, ale nie
wiemy jak dobrze. Z czasem wszystko zaczyna się wyjaśniać.
Czytałam, że niektórych książka początkowo nudziła, ze mną
było inaczej: od początku zainteresowały mnie losy ludzi z
powieści, żyjących w tak już odległych dla nas czasach.
Oboje przeszli przemianę, to, co
spotkało ich w życiu niewątpliwie pozostawiło ślad i wpłynęło
na przyszłość. Inmam spotkał się z niezwykłym okrucieństwem i
bezsensem wojennym, a później, w drodze do domu poznał wielu
niezwykłych ludzi, każdy z inną historią i nastawieniem do życia, tkwiącymi w nich aktami zła i dobra. Samej wojny w książce nie ma zbyt dużo, przede wszystkim
wspomnienia, wszystko opiera się na podróży: dosłownej Inmana i
na drodze do rozwoju siebie Ady.
Autor rzeczowo, a zarazem delikatnie
opisuje trudne życiowe sytuacje. Zauważyłam ciekawy zabieg –
Ada i Ruby czytały Homera, a cała historia Inmana trochę
przypomina trudną wędrówkę Odyseusza do domu. Książka napisana
jest niezwykle starannie. Akcja powieści toczy się dość wolno,
razem z bohaterami mamy czas na „podziwianie” przyrody i tego, co
nam daje. Do tego prostota zachowań: spotkanie, rozmowa, spędzanie
długich godzin w swoim towarzystwie. Bohaterowie są jednak
wyraziści, ich los nie raz, nie dwa mnie smucił. Emocje targały
mną podczas całej lektury, a nawet następnego dnia po jej
skończeniu. Całość to bardzo dobry powrót w tamte czasy, ukazanie ile szkód czyni wojna. Uświadomienie, że nie jest ona rozwiązaniem, tylu ludzi traci życie tylko dlatego, że pewna grupa chce zdobyć władzę...
Lepiej jest natrafić na dobrą książkę przez przypadek, niż na złą wyszukaną celowo. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŚwięta prawda! :) Na dodatek ta "przypadkowa" lektura na długo pozostanie w mojej pamięci.
OdpowiedzUsuń